Wenezuela - z pamiętnika Brunetki

Stolica

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Najbardziej nie mogę doczekać się lądowania w Caracas. Sama myśl o pobycie na wenezuelskiej ziemi bardzo mnie ekscytuje. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego... Czuję się jak Globtroterka, a przecież jest to moja pierwsza wyprawa do tak odległego i egzotycznego kraju.
Już po wyjściu z samolotu uderza we mnie fala gorącego powietrza i od razu zapominam, że mamy luty!!! Ze stolicy Wenezueli chcę wydostać się jak najszybciej (nie ma mowy o noclegu), tymczasem nocuję w jednym z tutejszych hoteli!!! Dostaję pokój z łazienką i wielkim portretem Marilyn Monroe nad łóżkiem. W nocy niewiele śpię. Jestem zbyt podekscytowana nowym miejscem. W końcu niecodziennie sypia się w Caracas.

Moja Wenezuelka

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Pobudka nadchodzi szybko. Na jezdniach jest już spory ruch, pakuję swój plecak i ruszam na dworzec autobusowy. Kierunek - Santa Elena z przesiadką w Ciudad Bolivar. Mam wrażenie, że mój plecak jest dziś cięższy niż dotychczas. Czuję jak jego szelki wbijają się w ramiona. Jeśli dalej tak to będzie wyglądać z pewnością nie dam rady wejść na Roraimę.
Z trudem docieram na dworzec. W oczekiwaniu na autobus mam okazję przyglądać się tutejszym mieszkańcom. Nie ukrywam, że sprawia mi to wielką przyjemność. Wiem, że tych twarzy nigdy już nie zobaczę. Nie mogę oderwać od nich oczu. Robię to dopiero wtedy kiedy trzeba już wsiadać do autobusu.
Jak się okazuje autobus jest piętrowy i moje miejsce jest na górze. Wydawałaby się, że widoki będą super, ale ciemne i ciężkie zasłony ograniczają widoczność. Zapowiada się długa, dwunastogodzinna podróż. Postanawiam się zdrzemnąć. Na szczęście mam ze sobą śpiwór. Przyda się nie tylko do spania, ale i do ogrzania się. Autokar jest klimatyzowany i to nawet bardzo. Zapada już zmrok. Autokar zatrzymuje się. Wygląda na to, że mamy pierwszą kontrolę wojska. Sprawdzają paszporty. Właśnie pokazuję swój, kiedy to żołnierz oznajmia mi, że mam pokazać swój bagaż, a następnie wypakować swoje rzeczy osobiste w celu skontrolowania. Jestem na to przygotowana, jednak bardzo mnie to stresuje. Mimo, że wieczór jest ciepły, cała się trzęsę. Na pytania gdzie i w jakim celu jadę, nie odpowiadam. Ich mowa jest dla mnie niezrozumiała. Mówią dialektem. Pomaga mi pewna wenezuelska kobieta, która wysiada z autokaru i wyjaśnia żołnierzom, że jadę do niej. Po chwili jest już po wszystkim. Oddycham z ulgą. Z Wielką Ulgą!!! Ruszamy w dalszą drogę. Zaczynam sobie uświadamiać, że jadę do Ciudad Bolivar i zatrzymam się w posadzie właśnie u tej Wenezuelki, Mojej Wenezuelki. Tego nie było w planie. Ale tak też jest fajnie. Santa Elena musi jeszcze zaczekać.
Spędzam noc w Ciudad Bolivar. To mój drugi nocleg w Wenezueli. Tej nocy zasypiam szybko i śpię wyjątkowo dobrze.

Orinoko

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Odgłosy papug, psów, kota i osła stopniowo przybierają na sile, oznajmiając początek dnia. Wstaję i idę przywitać się ze zwierzakami. Poruszam się leniwie, nigdzie mi się nie spieszy. Umówiłam się z Moją Wenezuelką na dziewiątą, więc mam jeszcze trochę czasu, aby się umyć i przebrać. Pomału uświadamiam sobie, że to mój kolejny dzień w Wenezueli. Bardzo się cieszę na widok Mojej Wenezuelki, która zjawia się parę minut po dziewiątej. Jedziemy zwiedzać miasto. Mamy niewiele czasu, gdyż wieczorem chcę jechać autokarem do Santa Eleny. Moja Wenezuelka zabiera mnie do miejsca skąd mogę podziwiać Orinoko i linowy most. Jedyny most na całej rzece. Z miejsca, w którym teraz stoję, można podziwiać najpiękniejsze wschody i zachody słońca w Ciudad Bolivar. Niestety wschód jest już dawno za mną, a o zachodzie słońca będę w drodze do Santa Eleny. W porze obiadowej jadę do restauracji położonej nad Orinoko. Zamawiam rybę z ryżem. Jestem tak głodna, że nawet nie zauważam kiedy moje danie znika z talerza. Zajadam teraz jedynie arepę i wpatruję się w rzekę. Jest bardzo spokojna. Po obiedzie jadę po swój bagaż, który zostawiłam w posadzie i udaję się na dworzec autobusowy.
Trzymam w ręku bilet do Santa Eleny, kiedy to pojawia się mężczyzna z biura podróży i po długich negocjacjach wykupuję u niego wycieczkę do Canaimy i na Roraimę. Tę noc znów spędzam w Ciudad Bolivar. Tym razem w hotelu, który polecił mi pan z biura podróży. Jadę do niego rozklekotaną taksówką. Dziwi mnie to, że w ogóle jeździ. Wygląda na wyluzowaną, jakby się niczym nie przejmowała. Cieszy mnie jazda tym niepoważnym autem.
W hotelu wszyscy witają mnie bardzo serdecznie. Mogę korzystać z internetu, co mnie dodatkowo zadowala. Wysyłam wiadomość do domu. Następnie idę coś zjeść. Po kolacji biorę prysznic i kładę się spać. Znowu zasypiam szybko. Rano mam samolot do Canaimy.

Awionetka

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Jestem już po śniadaniu. Czekam na taksówkę, która zawiezie mnie na lotnisko. Podjeżdża. Jej widok mnie nie zaskakuje. Wczorajsza nie była w lepszym stanie. Jednak wcale mi to nie przeszkadza. Znowu jestem podekscytowana. Za chwilę lecę awionetką. Marzy mi się awionetka i to taka mała. Moje marzenie się nie spełnia. Podstawiają samolot i to dość duży jak na awionetkę. Trudno, też fajnie. Lecąc zapominam o wszystkim. Wsłuchuję się w prędkość i jestem PrzeSzczęśliwa!!! Lecimy nad chmurami. Teraz chmury ustępują miejsca wspaniałemu widokowi rzek, gór i dżungli. Widać już Canaimę. Lądowanie jest równie ekscytujące jak to w Caracas, kiedy przyleciałam do Wenezueli, z tą różnicą, że to lotnisko jest bardzo małe, a dookoła jest tylko dżungla. Na miejscu czeka już na mnie indiański przewodnik. Potrzebuję cienia. Znajduję schronienie w poczekalni należącej do lotniska. Pod dachem z liści palmowych jest gdzie usiąść, a indiańskie kobiety przychodzą tutaj handlować swoimi wyrobami, bądź towarem wcześniej przez nie nabytym. U jednej kupuję czapkę z daszkiem. Ma mi zastąpić zgubiony wcześniej kapelusz.
Do indiańskiej wioski dostaję się ciężarówką przerobioną na autokar. Patrzę na zupełnie inną krainę. Niewielki świat jest tu pięknie zagospodarowany. Mijam szkołę i chatki mieszkańców. Dwie dziewczynki idą drogą i machają do mnie. Za nimi podąża wesoły staruszek. Po zakwaterowaniu, udaję się na mały spacer i biorę kąpiel w lagunie Canaimy. Laguna otoczona jest dżunglą, wpadają do niej wodospady. Nad brzegiem rosną palmy i rozciąga się piaszczysta plaża. W oddali widać jedno z tepui (górę stołową). Przyglądam się widokowi niezbyt długo. Muszę wracać na obiad.
Po obiedzie ruszam, tym razem z przewodnikiem, zwiedzać lagunę. Podpływam łodzią pod trzy z czterech wodospadów. Muszę przejść przez małą dżunglę, żeby dostać się do czwartego wodospadu, gdzie z kolei, mam okazję się wykąpać. Wieczorem udaję się do baru. Mam małe spotkanie integracyjne. Częstuję się rumem i idę potańczyć. Śpię tej nocy bardzo dobrze.

Salto Angel

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Wstaję dziś przed wschodem słońca. Wybudzone ze snu indiańskie dzieci właśnie biorą kąpiel w lagunie. Na małej wysepce młoda Indianka układa się wygodnie, by zrobić pranie. Spoglądam jeszcze na koguci pojedynek i udaję się na śniadanie. Po śniadaniu czekam na transport, który zawiezie mnie nad rzekę Rio Carrao, która daje początek wyprawie pod Salto Angel. Zapakowana do drewnianej łodzi, uzbrojona w kamizelkę ratunkową, wypływam w górę rzeki Rio Carrao, następnie Rio Churun pod najwyższy wodospad świata. Miejscami rzeka jest na tyle niebezpieczna, że jestem zmuszona opuścić łódź i przejść kawałek piechotą. W porze suchej, w górnych odcinkach rzeki Rio Churun, poziom wody jest na tyle niski, że łódź należy przepchnąć. Po siedmiu godzinach dopływam do miejsca, z którego rozpoczynam podejście pod wodospad Salto Angel. Ponad godzinę idę szlakiem przez dżunglę i zmęczona dochodzę do punktu widokowego. Woda aż huczy, a jej krople rozpryskują się na wszystkie strony. Jestem w samym środku cudu natury. Schodzę w dół, by obowiązkowo wykąpać się w wodospadzie. Wskakuję do wody. Jest bardzo zimna. Nie czuję już zmęczenia. Zmoczona i szczęśliwa staję pod wodospadem. Noc spędzam gdzieś w dżungli. Śpię w hamaku, niedaleko miejsca, do którego dopłynęliśmy łodzią.

Santa Elena

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Kolejny dzień zaczynam bardzo wcześnie. Budzę się jeszcze przed wschodem słońca i pakuję do łódki, która czeka już na rzece. Pośpiech jest wskazany, gdyż przed południem mam samolot do Santa Eleny. Docieram do wioski, w Canaimie, na śniadanie. Jest godzina 10:00, więc mam jeszcze trochę czasu, aby spakować się. Następnie ruszam na lotnisko, gdzie czeka na mnie awionetka do Santa Eleny. To znaczy ja czekam na awionetkę. Jak się okazuje po godzinie czekania, taką małą, prawdziwą. Wygląda fantastycznie. Pakuję do niej swój bagaż i zadowolona siadam z tyłu. Pytam pilota jak długo będziemy lecieć. Odpowiada, że godzinę. Jestem więc bardzo zaskoczona, kiedy po chwili zaczynamy lądowanie. Wyjście z samolotu sprawia mi mały problem, bagatela! Nic dziwnego zresztą, przecież nadal jestem przypięta pasem. Już po chwili jestem na ziemi. Ach, to tak wygląda Santa Elena! Rozglądam się. Myślałam, że jest większa i bardziej cywilizowana. Samolot opuszcza jeden z pasażerów. Żegna się z wszystkimi, a pozostałych pilot prosi o zajęcie miejsc w samolocie. Ponownie!!! Pomału zaczynam rozumieć, że jest to tylko międzylądowanie i jeszcze trochę polatamy, zanim dotrzemy do Santa Eleny. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Wchodząc do wnętrza awionetki uderzam niechcący głową w jej zadaszenie. Emocje!!!
Lądujemy w Santa Elenie. Jeszcze na lotnisku zostaję wylegitymowana przez wojsko, po czym udaję się do poczekalni. Po chwili zjawia się mężczyzna z biura podróży, w którym wykupiłam wycieczkę na Roraimę i zabiera mnie taksówką do posady w Santa Elenie. W posadzie witają mnie bardzo mili ludzie. Dowiaduję się, że z samego rana ruszam do Paratepui, która daje początek wyprawie na Roraimę. Dostaję klucz do swojego pokoju i natychmiast się do niego udaję. Najbardziej nie mogę się doczekać kąpieli i krótkiej drzemki. Muszę zregenerować siły. W końcu wstałam dziś jeszcze przed wschodem słońca. Śpię do rana.

Paratepui

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Jest już kolejny dzień. Budzę się wypoczęta. Idę na miasto coś zjeść. Uderzam prosto do piekarni, która od razu mi się podoba. Po śniadaniu poznaję w posadzie członków ekipy, z którymi mam wejść na Roraimę. Wsiadamy wszyscy do auta, które w godzinę dowozi nas do Paratepui. W wiosce pada. Zarzucam na siebie nieprzemakalne ponczo i ruszam z dziewięcioosobową załogą na podbój Roraimy. Dziś mam do przejścia 12 kilometrów. Jest to trasa jaką trzeba pokonać z Paratepui do pierwszego obozu. Będzie ciężko. Już na samym początku wpadam jedną nogą do rzeki. W moim bucie jest pełno wody. Na początku bardzo się tym przejmuję, jak się potem okazuje zupełnie niepotrzebnie. W końcu żeby dojść na Roraimę trzeba przejść przez niejedną rzekę.
Do pierwszego obozu docieram zupełnie wycieńczona. Myślę tylko o kolacji. Jeszcze przed jej przygotowaniem idę wziąć kąpiel w rzece. Jest to krótka i zimna kąpiel. Jednak bardzo orzeźwiająca. Mam jeszcze trochę siły, by coś ugotować i posłuchać przed snem opowiadania naszego przewodnika. Zasypiam w namiocie.

Droga

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Budzę się o wschodzie słońca. Wychodzę z namiotu, by zrobić parę zdjęć. Ozdobiona chmurami Roraima wygląda bardzo tajemniczo. Dziś mam do przejścia ponad 10 kilometrów. Kolejny obóz jest dopiero pod ścianą Roraimy. Ruszam zaraz po śniadaniu. Początek jest całkiem niezły, ale z czasem pomału opadam z sił. Jest mi niedobrze i boli mnie głowa. Nie mogę jeść i pić. Kładę się prawie na każdym napotkanym po drodze kamieniu. W tym czasie słońce pali moje dłonie. Połykam tabletkę przeciwbólową. Liczę na poprawę samopoczucia, która nie przychodzi ani teraz ani później. Nie mogę uwierzyć, że jestem taka słaba. Przecież to nie jest duża góra (2810 m n.p.m.) Marzy mi się dużo pepsi. Nigdy, nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedykolwiek będę o niej marzyć. Docieram do drugiego obozu całkowicie bezsilna. Nie jedząc kolacji, kładę się w namiocie i zasypiam. Nie wiem jak długo śpię.

Człowiek prehistoryczny

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Budzę się gdzieś nad ranem kiedy inni jeszcze śpią. Czuję się bardzo dobrze. Z wczorajszego dnia niewiele pamiętam. Moje poparzone dłonie przypominają mi, że musiało być ciężko. Tej nocy śnił mi się wielki tort. Na myśl o nim zjadam suchara z dżemem. Pakuję się, zawijam moje dłonie w bandaże i ruszam na podbój szczytu. Jest to najtrudniejszy etap z całej wyprawy. Strome podejście, gliniaste, śliskie podłoże oraz przejście pod wodospadem po ruchomych kamieniach. Jestem przemoczona i zmarznięta, a im wyżej tym chłodniej. Po drodze napotykam na bardzo małe, czarne żabki. Muszę być ostrożna, gdyż nietrudno je nadepnąć.
Na kilka godzin przed zachodem słońca przejaśnia się, a ja docieram do trzeciego obozu, znajdującego się na szczycie. Nazywają go hotelem i liczy sobie sporo skał. Znajduję niewielkie miejsce na rozłożenie namiotu i staję się człowiekiem prehistorycznym. Co prawda sypiam w namiocie, ale posiłki przygotowuję w skałkach. Tu też wieszam swoje pranie. Na upartego mogę się tu przespać. Zasypiam jednak w namiocie, zaraz po kolejnym, tym razem mrocznym opowiadaniu, mojego przewodnika.

Skarby Roraimy

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Jak zwykle wstaję wcześnie rano. Cały czas pada. Idę pozwiedzać powierzchnię Roraimy. Przypomina ona inną planetę. Oprócz wielu ciekawych form skalnych, oryginalnej roślinności, znajduje się tu sporo strumieni, oczek wodnych i wodospadów. Bez zastanowienia biorę kąpiel w jednym z wodospadów. Wynagradzam sobie trud wejścia na górę. Krystaliczna, lodowata woda szybko mnie orzeźwia. Ta kąpiel jednak mi nie wystarcza. Już po chwili idę wypróbować kąpieli w oczku wodnym, zwanym potocznie jacuzzi. Po południu, przy nieco lepszej pogodzie, mogę wejść na jeden z najwyższych punktów w okolicy, tuż przy skarpie Roraimy i podziwiać widok na Gran Sabanę. Spacer po Roraimie kończę kolacją, po której szybko zasypiam.

Zejście

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Dzień rozpoczynam od pakowania do plecaka prania, które przy tej pogodzie nie miało szans wyschnąć. Cały czas pada i nie zapowiada się na poprawę pogody. Wszędzie jest mokro, a jakby brakowało mi wody trzeba przejść pod wodospadem po ruchomych i śliskich kamieniach. Nie liczę na łatwe zejście. Robię sobie krótką przerwę w drugim obozie, w którym zostaję ukąszona przez niezidentyfikowanego owada. Stawiam na mrówkę. Widziałam ich tu tysiące, przeróżnej wielkości. Mój przewodnik reaguje natychmiast. Smaruje ranę czosnkiem. Po jakimś czasie ból przechodzi, a opuchlizna znika. Jestem uratowana! Zawsze chciałam być uratowana przez Indianina!!! Pokonuję drogę do pierwszego obozu bardzo powoli. Przez całą trasę jestem przemoczona. Buty również są mokre zawsze i wszędzie. Już mi jest wszystko jedno. Już nie pada, ale muszę przejść przez rzekę, która przybrała i to nawet bardzo. Wody jest po pas i wchodzę do niej właśnie w butach. Bycie mokrym jest dla mnie takie oczywiste.
Po wielkich trudach docieram do pierwszego obozu. Jest w nim sporo turystów wybierających się na Roraimę. Może będą mieli lepszą pogodę. Szukam w plecaku czegoś suchego do ubrania, jednak nic takiego nie znajduję. Ubieram się w coś wilgotnego. Liczę na to, że wyschnie na mnie. Mimo tak mokrego dnia wybieram się nad rzekę wykąpać. Nie ma jak to mydło i szampon. Po kąpieli przyrządzam sobie do jedzenia ryż z sosem. Stałe menu. W tych stronach przeze mnie ukochane. Jakiś człowiek robi mi zdjęcie przy kuchence turystycznej mówiąc, że pierwszy raz widzi taką kuchenkę. Uśmiecham się szeroko i zabieram się do jedzenia. Po kolacji idę nad rzekę pozmywać naczynia. Następnie kładę się spać.

Santa Elena – Wielki Powrót

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Budzi się nowy dzień. Czuję się bardzo dobrze. Spakowana, ruszam do Paratepui. Mam do pokonania 12 kilometrów drogi. Idę razem z przewodnikiem. Końcówka trasy ciągnie się w nieskończoność, ale to dlatego, że ciągle myślę o obiedzie. Nawet zaczynam sobie go wyobrażać. Z daleka widzę już terenówkę. Pomału pozbywam się plecaka. Dostaję swój obiad. Siadam na ziemi i nie wiem od czego zacząć. Jestem spragniona wszystkiego naraz. Dostaję do picia pepsi. Tą samą, której tak pragnęłam w drodze na Roraimę. Po obiedzie jadę już do Santa Eleny. Ostatni raz spoglądam jeszcze na Paratepui. Wspominam.
Na miejscu decyduję się zostać w Santa Elenie do południa następnego dnia. Muszę się zastanowić jak dotrzeć do Parku Morrocoy, gdzie planuję pobyczyć się na plażach Morza Karaibskiego. Zanoszę swoje ciuchy do pralni. Wszystkie są mokre i cuchnące. Umawiam się po ich odbiór na jutro. Wieczorem spotykam się z moim indiańskim przewodnikiem na najlepszej w mieście pizzy i udaję się do klubu salsy potańczyć. Jest to szalona noc, która na zawsze zapada mi w sercu.

Autobus do Puerto Ordaz

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Budzę się rano w Santa Elenie i wyruszam na miasto do sprawdzonej już piekarni. Mogę śmiało powiedzieć, że do mojej piekarni. Kupuję jakąś bułkę, ciasto i kawę. Siadam przy stoliku na dworze. Obserwuję ludzi. Przedłużam tą chwilę jak długo się da, a właściwie do czasu kiedy przypominam sobie, że muszę odebrać swoje pranie. Opuszczam piekarnię i idę do pralni. Bardzo swobodnie czuję się w tym mieście. Będzie mi żal je opuszczać. Przed wyjazdem jadę jeszcze taksówką na pchli targ do Brazylii. Droga z Santa Eleny do granicy z Brazylią trwa dokładnie 20 minut dlatego decyduję się na tą krótką podróż. Do taksówki kierowca pakuje tyle ludzi ile się da i nie odjedzie dopóki nie będzie pełny. Także jadę w mieszanym składzie. Oczywiście w drodze nie brakuje kontroli wojska, która przebiega nawet sprawnie. Po przekroczeniu granicy, dość szybko rozglądam się po stoiskach. Muszę się spieszyć, gdyż za godzinę mam autobus do Puerto Ordaz. Odjeżdżam z Brazylii taksówką, również w mieszanym składzie.
Na dworzec autobusowy w Santa Elenie docieram także taksówką. Następnie kieruję się nocnym autokarem do Puerto Ordaz. Zatrzymujemy się w drodze kilkakrotnie do kontroli wojskowych. Na szczęście przebiegają one dość szybko. Większość trasy przesypiam. Kierowca włącza jakiś film w języku angielskim. Nie bardzo wiem dla kogo, bo wszystkie osoby, które mogą porozumiewać się po angielsku, śpią.

Nad morze

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Już świta i autokar zbliża się do celu. W Puerto Ordaz kieruję się taksówką na lotnisko. Zależy mi na czasie, dlatego też wybieram samolot jako środek transportu. Jestem już w Caracas. Muszę znaleźć taksówkę, którą dostanę się na dworzec autobusowy. Udaję mi się jedną znaleźć. Rozmawiam z kierowcą i proponuję mu, aby zawiózł mnie bezpośrednio do nadmorskiej miejscowości Chichiriviche. Kierowca zgadza się. Od tej pory jedziemy razem nad morze. Dojeżdżam do małej miejscowości nadmorskiej Chichiriviche. Tutaj zaczynam poszukiwania posady, w której mogłabym się na jakiś czas zatrzymać. Udaje mi się znaleźć posadę na kolejne trzy noce. Właściciele posady przyjmują mnie gościnnie. Zajmują się moim poparzeniami. Moje dłonie bardzo szybko się goją. Po kolacji kładę się spać.

Wyspy

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Przed 6:00 właściciel posady puka do moich drzwi. Zaprasza mnie na wschód słońca. Robię parę kroków i już jestem na plaży. Podziwiam wschód słońca, potem powoli wracam do posady. Szykuję się do spędzenia dnia na jednej z plaż Morza Karaibskiego. Śniadanie jem w cukierni na mieście. Następnie udaję się na plażę i szukam łodzi, którą mogłabym dostać się na wyspę. Chętnych do przewiezienia mnie jest sporo. Trzeba tylko wybrać najkorzystniejszą ofertę cenową. Decyduję się, jak mi się wydaje, na najtańszy przewóz.
Dopływam już na jedną z wysp. Czas na wyspie płynie bardzo wolno. Spędzam go w wodzie nurkując, tylko powierzchniowo, albo na plaży. Widzę na pomoście pelikana. Przychodzi też do mnie mały krabik. Idę w głąb lądu i natrafiam na iguany. Pod wieczór wracam łódką do Chichiriviche.
Kolejnego dnia wypływam na inną wyspę. Prowadzący łódkę pokazuje mi, jako ciekawostkę, wrak statku zatopionego na niewielkiej głębokości. Dopływam do celu. Idę ponurkować. Unoszę się na powierzchni morza z twarzą zatopioną w wodzie i podziwiam piękne okazy rybek. Po powrocie do miasta spędzam ostatnią noc w Chichiriviche.

Puerto Colombia

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Rano jadę autobusem na dworzec autobusowy do Valencii. Tam przesiadam się do autobusu kierującego się do Maracay, skąd ruszam kolejnym autobusem, serpentynami przez góry, do miejscowości turystycznej Puerto Colombia. Chcę spędzić ostatni nocleg bliżej Caracas, by uniknąć stresu związanego z dojazdem na lotnisko.
W Puerto Colombia dostaję klimatyzowany pokój z telewizorem i łazienką. Biorę pierwszy ciepły prysznic (nie liczę awarii związanych z jego wzięciem i trzykrotnego podejścia do kąpieli). Po południu udaję się na niewielką, malowniczo położoną plażę. Udaję się również na punkt widokowy. Kupuję pamiątki, idę na lody. Postanawiam zjeść kolację na mieście. Po kolacji zamawiam na rano taksówkę, która zawiezienie mnie na lotnisko. Tej nocy śpię bardzo dobrze.

Powrót do domu

  • Poleć:
  • Poleć
  • Google Bookmarks
  • Facebook
  • Blip
  • Gadu-Gadu Live
  • MySpace
  • Śledzik

Poranek spędzam na pakowaniu. Taksówka już na mnie czeka. Gotowa jadę na lotnisko. Po południu opuszczam Wenezuelę.




                         Marzena ŁAWROWSKA