Temu tematowi poświeciliśmy najwięcej czasu podczas przygotowań. Jechaliśmy tam już z pewną wyrobioną opinią na podstawie wielu historii przeczytanych na różnych forach oraz maksymalnie zabezpieczeni.
Mimo złej sławy zdecydowaliśmy się na wzięcie ze sobą bardzo drogiego sprzętu foto, którego używaliśmy tylko w maksymalnie bezpiecznych miejscach. Do takich miejsc można zaliczyć Canaimę z wyprawą pod Salto Angel, Santa Elenę i trekking na Roraimę. Niemal całą pozostałą część wyprawy aparat przeleżał zwinięty w środku śpiwora. Na wszelki wypadek mieliśmy również przygotowane skrytki na pieniądze np. zaszyte w śpiworze, niedziałające karty kredytowe oraz starą polską walutę z dużą ilością zer.
W trakcie całej wyprawy odczuwaliśmy pewnego rodzaju niepokój, szczególnie towarzyszący podczas kontroli wojskowych. Szczerze powiedziawszy, gdybym zostawił aparat w domu prawdopodobnie tego uczucia by nie było. Kontrolujące nas wojsko nigdy nie było specjalnie miłe. W dodatku mówili dialektem, dlatego też nie można było ich zrozumieć. Wyglądali na takich co mogą Cię okraść, ale nie ze wszystkiego. Zabiorą 50$ z twojego portfela i resztę zostawią. Na szczęście nikt nas nie okradł :) W trakcie naszego trzytygodniowego pobytu w Wenezueli nie spotkało nas ani turystów, z którymi mieliśmy okazję rozmawiać, nic złego. Z pewnością zdarzają się i drastyczne sytuacje, ale nie trzeba być w Wenezueli, by tego doświadczyć.
Na wszelki wypadek staraliśmy się nie prowokować losu i nie spędzać wiele czasu w dużych miastach.